poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 11

Kolejny jakże "długi" rozdział. 
___________

*tydzień później*  

Monika: 
Wstałam rano i odrazu poszłam na zakupy. Kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłam do domu. Po drodze znalazłam ogłoszenie o pracę jako fryzjerkę. Pomyślałam Czemu nie? . Kurs fryzjerki ukończyłam jeszcze w Thebes, a zawsze jakiś grosz się przyda. Zadzwoniłam pod podany numer, babka co odebrała była bardzo miła. Kazała mi przyjść jutro na 10:00 ze swoim CV.  Wyciągnęłam zakupy z siatek i poszłam odwiedzić Angie w szpitalu.
Przy samym wejściu spotkałam Oscara:
- Hej piękna! - eeee... okeej.
- Sieema. Co z Angie?
- Bardzo dobrze, ale lepiej niech ona sama ci opowie.  A i mam jeszcze jedno pytanko.. Co robisz dzisiaj wieczorem?
- yy.. raczej nic.
- no to wspaniale. Moi znajomi urządzają imprezkę i miło by było jakbyś poszła ze mną. 
- Dobra, tylko jutro o 10:00 muszę być trzeźwa. Mam rozmowę kwalifikacyjną. - pochwaliłam się
- A gdzie?
- Jakiś tam mały salon fryzjerski w pobliżu szpitala.  Ej, a mam się jakoś specjalnie ubrać?
- hym... niech pomyślę - Oscar zjechał mnie całą od góry do dołu. WTF?! - Czarna mini powinna być idealna. - SKĄD ON DO JASNEJ CHOLERY WIE CO JA MAM W SZAFIE?! 
- No dobra..
- Okej, będę po Ciebie około 18:00
- dobrze. - To była dziwna rozmowa... No, ale dobra. Oscar podoba mi się, nawet bardzo, Może coś z tego wyniknie.
Poszłam do Angie, zapukałam i zobaczyłam moją przyjaciółkę. Była wyjątkowo szczęśliwa jak po gwałcie...Zaraz, czekaj. Obok niej, NA MOIM MIEJSCU siedział David.
- Mooonii! -  Wyskoczyła z łóżka i przytuliła mnie.
- No heej. Ej, cooo ty tutaj robisz? - skierowałam wzrok na Davida
- Postanowiłem odwiedzić moją dziewczynę.
- Czyyy ja o czymś nie wiem?!
- David to mój chłopak - Wtrąciła Angie
- Od kiedy?
- Jakiś 10-ciu minut.
- No to szczęścia życzę. - Przytuliłam ich obu.
- Moooooniiii... Jutro wychodzę!
- Serio? No w końcu no!
- Tak, a Oscar się pytał Ciebie?
- Właśnie, o co mu chodziło... Co on taki szczęśliwy?
- hymmm... pozwól, że to zostanie pomiędzy nami. - Angie uśmiechnęła się.
- No dobrze...
Rozmawialiśmy jeszcze dłuższą chwilkę i udałam się do domu. Wracałam z Davidem. Chłopak poinformował mnie, że w poniedziałek grają koncert i zależy im na tym, żebyśmy na niego przyszły. No dobrze.
 

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 10

Angela: 
Muszę się stąd jakoś wyrwać. Monika niesłusznie posądziła Davida.. Wiem że to może dziwne, ale uciekłam z szpitala tylko po to, aby przeprosić chłopaka. Nie zasłużył sobie na to. Nie miałam pojęcia, gdzie on się teraz podziewa. Zaczęłam biegać po Sunset i przeszukiwać każdy bar w którym przesiadują tacy jak oni. Dorwałam go w okolicach Rainbow.
- David! - krzyknęłam, bo chciałam zatrzymać chłopaka.
- Angiee? - spojrzał na mnie jakbym była jakimś duchem, czy coś... No trochę to tak wyglądało.
- Nie, anioł stróż. Wiem, że to może dziwne, ale chciałam Cię przeprosić...
- Za co?
- Za zachowanie Moniki... Ona nie wiedziała, że twoja... - nie dokończyłam.
- Ehhh.. Nie ma sprawy, tylko...
- Tylko?
- Zapomnij o mnie, usuń mój numer i nigdy nie dzwoń.
- Dlaczego? - Z moich oczu poleciały łzy. Chłopak na którym strasznie mi zależało chciał zerwać ze mną jakikolwiek kontakt.
- Nie mogę Ci powiedzieć.. To skomplikowane.
- Znalazłeś sobie nową?! Wiedziałam! Monika dobrze o tobie mówiła. Jesteś taki jak każdy inny! - Wybuchnęłam, plunęłam mu w twarz i zaczęłam biec.
- Nową?! Znalazłeś?! Sobie?! - David jakby zaniemówił.
- Spierdalaj! - Krzyknęłam i ponownie zaczęłam biec. Nie obchodziło  mnie już gdzie biegnę, ani co się ze mną stanie. Mój organizm był strasznie wycieńczony i szybko straciłam siłę aby dalej biec. Obejrzałam się wokół siebie i widziałam 4 facetów po 40. Wyglądali dosyć dziwnie...

*następnego dnia, Sunset Strip* 
Monika: 
W nocy otrzymałam telefon, że Angela  uciekła ze szpitala. Chodziłam całą noc w poszukiwaniu przyjaciółki, chodziłam po różnych ludziach, pytałam się czy ktoś jej nie widział, ale nikt nic nie wiedział. Dopiero o 7 rano, w jakieś strasznej uliczce zobaczyłam przyjaciółkę. Była cała naga, pobita i bóg wie co jeszcze. Podbiegłam do niej, sprawdziłam jej puls i zadzwoniłam po karetkę. Jakiś tak puls jeszcze ma, nie znam się na czymkolwiek związanym z medycyną, więc trudno mi cokolwiek określić.  Po 15 minutach przyjechała karetka i zabrała Angelę z powrotem do szpitala. Co jej odbiło, że uciekła ze szpitala?! I to jeszcze w takim stanie. Dopiero co ze śpiączki się wybudziła. Boję się, że ktoś jej coś zrobił...
Pojechałam do szpitala za karetką. Chciałam się tam czegoś, co się jej stało na miejscu dowiedzieć, ale nie mogłam, bo Oscara nie było, a reszta nie chciała mi powiedzieć bo nie jestem jej rodziną. Wracałam do domu pieszo, bo miałam nadzieję że zobaczę po drodze Davida. Może on coś będzie wiedział. Jak to miło, że LA jest takie "małe" i zawsze się na niego natknę.
- David? - zapytałam. Chłopak się tylko na mnie spojrzał i wrócił do swojego jakże interesującego włóczenia się po ulicy. - DAVID! - krzyknęłam, tylko że dwa razy mocniej. On w końcu zatrzymał i odwrócił się.
- Czego chcesz?
- Wiesz, że Angela uciekła ze szpitala?
- Ale jak to?!
- Uciekła... Znaczy teraz już została odnaleziona i z powrotem do niego trafiła...
- Czy coś się jej....?
- Nie wiem. nikt nie chciał mi nic powiedzieć bo nie jestem jej rodziną. Oscar natomiast sypie teraz cały czas popołudniowe zmiany i o tej porze go nie ma.
- Monika... Jest coś o czym musisz wiedzieć.
- Hę?!
- No bo... Ja się z nią widziałem.
- ŻE CO?! 
- Widziałem się z nią, powiedziałem że ma usunąć mój numer i całkowicie o mnie zapomnieć.
- Czemu?
- No bo... Bo wczoraj była rocznica śmierci mojej byłej dziewczyny i tak... Zakochałem się w Angie.
- Czekaj, to jest ta o której mi wtedy mówiłeś?
- Tak...
- Kurwa. Przepraszam, nawet nie wiesz jak mi przykro...
- Przyzwyczaiłem się. Dużo osób mi w ogóle nawet już nie wierzy, "bo gdzie gwiazda rocka, który ruchał się tylko z jedną dziewczyną" ... to smutne.
- przepra...  - Zobaczyłam jak z chłopaka oczy wypływają łzy. Nie wiedziałam co zrobić, co powiedzieć. Chłopak, którego poprzednio uważałam za tępego chuja okazał się... Ideałem?! - Ale czemu kazałeś Angie o tobie zapomnieć?
- Ona mi ją przypomina. Cholernie mi ją przypomina. Ten sam uśmiech, oczy... Widzę nawet w nich z charakteru małe podobieństwo.
- Rozumiem... - Tak naprawdę to nie do końca, ale widać że nie jest mu łatwo o tym mówić.
- Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Chcę... Muszę odzyskać Angie. Nie mam pojęcia jak to zrobię, ale jakoś muszę. Pomożesz mi? - Nagle zaczął się zachowywać jakby ktoś inny w niego wstąpił. Znów się uśmiecha...
- No pewnie. Tylko na razie to pozostaje się nam tylko modlić, żeby nic poważnego się jej nie stało.
- Ciekawe, czy mi wybaczy... Co ja do cholery najlepszego narobiłem?! Jestem chujem...
- Chujem to może i nie, ale na pewno brazylijczykiem.
- Brazylijczykiem?!
- No taki rodzaj podludzi...
- aha. Będę mógł odwiedzić Angelę?
- Może najpierw ja z nią porozmawiam. Daj mi twój numer to zadzwonię do ciebie, jak Angie będzie chciała z tobą rozmawiać.  - Zaproponowałam.
 David podał mi swój numer, porozmawialiśmy jeszcze trochę i udaliśmy się w swoją stronę. Nawet fajny chłopak... Czemu to zawsze Angela na fajną dupę trafi no? 




wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 9

 Przepraszam że taki krótki, ale nie chciałam wszystkiego w jednym rozdziale umieścić. ;)
_____

Angela: 
Obudziłam się ponownie w szpitalu, tylko w innej sali. Wygladała jak więzienna cela.  Do mojego pokoju weszła pielęgniarka. Jak narazie nie chciałam jeszcze pokazywać, że już nie śpię i przymknięłam oczy. Pielęgniarka zmierzyła mi puls, podała kropelkowę i wyszła. Otworzyłam oczy. Co oni do cholery chcą ze mną robić?! Chciałabym być już w domu... Z Moniką. Właśnie! Ile dni ja już tutaj jestem?! Nie miałam za bardzo sił, ale wzięłam jakos sięgnęłam do pułki obok, Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam telefon. Nie wiem skąd przeczucie, ale wiedziałam że on tam jest. Włączyłam go i zobaczyłam datę 3 września 2014 . Spałam dwa tygodnie!

Monika: 
Minęły już dwa tygodnie od operacji Angeli. Jej wynik ani trochę się nie poprawił. Cały czas jest w śpiączce i nie wiadomo, czy jeszcze się wybudzi. Możliwe, że już zawsze będzie taka.
Nie miałam już całkowicie pomysłu na życie. Przyjechałyśmy tutaj, aby zacząć normalnie żyć, może pójść na jakieś studia, a przez jeden wieczór wszystkie nasze plany mogły legnąć w gruzach. Postanowiłam odwiedzić Angelę w szpitalu. Gdy weszłam do jej pokoju prawie się popłakałam. Nie mogłam tak patrzeć jak moja najlepsza przyjaciółka jest w połowie martwa. Chwyciłam dziewczynę za rękę i myślałam, że to mi się przywidziało, ale Angie ruszyła rękami. Jest nadzieja! Puściłam ją za rękę i pobiegłam po Oscara.

Angela: 
Ucieszyłam się, gdy usłyszłam głos mojej przyjaciółki. Bardzo się za nią stęskniłam, jednak chciałam się dowiedzieć coś o moim stanie zdrowia, dlatego też nic nie mówiłam. Monika przybiegła z lekarzem i czułam jak obydwoje zaczynają mnie wybudzać.
- A co się z nią teraz będzie dziać? - Zapytała rozpłakana ze szczęścia Monika.
- No na pewno będziemy musieli ustalić, co było przyczyną jej tak długiej śpiączki. Następnie zrobimy jej jeszcze kilka badań. Jak wszystko dobrze pójdzie , to już za kilka dni będzie mogła wrócić do domu.
- Ale nie będziecie już jej usypiać?
- Już nie.
 Wiedziałam odpowiednią ilość informacji i mogłam już zacząć udawać, że się wybudzam.

Monika: 
Jezu, jak się cieszę. Już straciłam nadzieję, ale wiem że Angela ma silny organizm i będzie walczyć.
- Pani Angelo, słyszy mnie pani? - Oscar cały czas wybudzał Angelę. Przez te prawie trzy tygodnie zaczęliśmy normalnie rozmawiać. Nawet raz poszłam z nim na kawę.
Angela zaczęła się wybudzać.
- Pani Angelo, słyszy mnie pani? - powtórzył.  Angela jeszcze nie była zbyt silna, aby mówić, więc tylko kiwnęła twierdząco głową. Oscar pomógł mi do końca wybudzić Angelę i zostawił nas same. Opowiadałam jej o wszystkim co się działo, gdy ona sobie zrobiła "wakacje" w szpitalu; opowiedziałam jej o moim spotkaniu z Oscarem, o Davidzie i jeszcze paru innych sprawach. Gdy zaczęłam jej o nim mówić, Angie zaczęła zachowywać się jakby chciała mi coś powiedzieć, ale za żadne skarby nie mogłam jej zrozumieć.

Angela: 
 Monika chyba przez trzy godziny opowiadała mi się o tym, co u niej i w LA działo. To miasto chyba serio nigdy nie śpi. Smutno mi się zrobiło, gdy Monika zaczęła mówić o Davidzie, o tym że każdej babce wciska jeden i ten sam kit, że ją kocha itd. Ona chyba nie wysłuchała jego całej historii. Tak, to może dziwne, że mu wierzę, ale jest coś w tych jego oczach... No nie ważne. Chciałam jej wszystko opowiedzieć dokładniej, ale nie miałam na to sił. Wieczorem Monika zostawiła mnie samą i wróciła do siebie. Ja sobie jeszcze nad tym wszystkim pomyślałam i zasnęłam.

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 8

Monika: 
Następnego dnia postanowiłam odwiedzić znowu moją przyjaciółkę w szpitalu. Tak jeśli chodzi o coś poważniejszego niż złamanie ręki, czy nogi to ona pierwszy raz trafiła do szpitala. Wiedziałam jak moja obecność jest dla niej teraz ważna. Do szpitala podjechałam autobusem, bo przystanek miałam tuż pod budynkiem, a nie chciało mi się obecnie na stację zajeżdżać, bo musiałabym pojechać na około. W szpitalu, tuż przy wejściu zobaczyłam Oscara, lekarza opiekującego się Angie.
- Dzień dobry, jak tam Angela? - przywitałam się.
- No bywało lepiej. - jego mina wyglądała jakby Angie była trupem.
- Co się stało?
- Obecnie jest na badaniach. Jej stan się pogorszył, w nocy wymiotowała 2 razy krwią.
- A będę mogła ją odwiedzić?
- Dzisiaj jest to wykluczone. Pacjentka potrzebuje spokoju. Proszę przyjechać pojutrze, powinno być lepiej. - No super, chciałam być opiekuńcza, a wyszło że nie jestem mile widziana.
Pożegnałam się z Oscarem i wyszłam z budynku. Postanowiłam, że wrócę na piechotę. Pogoda była cudowna, w końcu był środek lata. Po drodze musiałam się oczywiście jeszcze znając moje szczęście zobaczyć z Davidem. Nie miałam największej ochoty na rozmowę z tym pajacem... Zastanawiam się, kto ma więcej mózgu w bani; on, czy Brazylijscy basiści? A no tak... Nikt z nich nie ma, ehh... No nie ważne.
- Monika! - udawałam, że nie usłyszałam i szłam dalej - Monika kurwa! Wiem, że mnie słyszysz.
- Czego chcesz?! - Wkońcu uległam temu bezmózgowi.
- Co z Angie?
- Nie twoja sprawa... A właściwie twoja. Chciałeś ją zabić?! - wybuchnęłam.
- Zależy mi na niej... - odpowiedział jakbym chciała go zabić.
- No właśnie widać... Czemu dałeś jej to świństwo?! Wiesz, że ona mogła przez Ciebie...eeggghh. Nie chce mi się z tobą gadać. - Odwróciłam się i zaczęłam dalej zmierzać w kierunku domu.
- CO DO JASNEJ CHOLERY JEST Z ANGIE?! - ooojojojjj..
- Czy ta wiadomość odmieni TWOJE życie?! - Wróciłam i dalej zaczęłam się z nim kłócić, tylko że z tryliard razy głośniejszym tonem.
- TAK!
- Nie odczepisz się, co nie?
- Jak mi powiesz to się odczepię.
- Zapalenie wątroby. A teraz spierdalaj, bo nie mam ochoty na rozmowę, szczególnie z tobą.
Wróciłam do domu, otworzyłam Danielsa i włączyłam TV, ale nic ciekawego nie leciało. Poszłam się umyć i do łóżka. W zaopatrzonej już wcześniej, przez właścicielkę biblioteczce z książkami znalazłam ciekawą książkę o prostytutce, która zaszła w ciążę z jakiś gościem i wyjechała do Polski, gdzie poznała dziewczynę i wzięła z nią ślub, ale w pewnym momencie dowiedział się o tym ojciec dziecka i próbował jej go zabrać.
Następnego dnia nie robiłam nic oprócz wieczornego spacerku nad oceanem. Przechodziłam obok chyba dziesięciu par romantycznie spacerujących w LA... achh, jakie to piękne. Kolejnego dnia w końcu mogłam odwiedzić Angie w szpitalu. Ciekawe, jak się czuje. Weszłam do budynku i udałam się do recepcji, aby dowiedzieć się gdzie ona obecnie się znajduje. Dowiedziałam się tam, że leży na pooperacyjnej. Czyli z nią jest naprawdę, naprawdę coś poważnego. Postanowiłam poszukać Oscara. Znalazłam go na drugim piętrze.
-  Witam. co z Angelą, czemu ona operacje miała?
- Dzień dobry. O mały włos byśmy ją stracili.
- Ale jak to?! Gdzie ona jest? Mogę ją zobaczyć?
- No tak już czasami jest. Teraz jest w pooperacyjnej, jeszcze się nie wybudziła. Nie chcę pani martwić, ale to już się robi niepokojące, bo w normalnych warunkach byłaby pojutrze już wypisywana. Chce pani się z nią zobaczyć? Zaprowadzę panią.
- Tak. - Odpowiedziałam. Jezu, czemu akurat biedna Angie... Czemu nie ja?!
Oscar zaprowadził mnie do sali, gdzie zastałam moją przyjaciółkę. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Blada, chuda; jak nieboszczyk.
- Angie, kochanie... - wyszeptałam przez łzy. - Obudź się. Nie rób mi tego...

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 7

Angela: 
Obudziłam się w nocy, bo obudził mnie cholerny ból wątroby. Wyszłam z pokoju coś się napić, ale zobaczyłam że Monika jeszcze zakupów, które zrobiła wieczorem jeszcze nie wypakowała i jako że i tak już wiedziałam, że nie zasnę, postanowiłam je rozpakować. Cały czas wątroba dawała o sobie siwe znaki. Wróciłam na chwilę do pokoju i przeszukałam moją torebkę w poszukiwaniu jakiś leków. Nic nie znalazłam. Ponownie wróciłam do kuchni i kończyłam wypakowywać zakupy, gdy nagle zrobiło mi się słabo. Położyłam się na podłodze.
*4 dni później* 
Obudziłam się w jakimś jasnym pokoju. Byłam podłączona do kroplówki i jakiś tysięcy sprzętów jakbym miała zaraz umrzeć. Przechyliłam lekko twarz i zobaczyłam jak przyjaciółka stoi nade mną i wyciera łzy. CZY MI JEST COŚ POWAŻNEGO?!
- Moniika? Gdzie ja jestem? - Wyszeptałam.
- Ciii.. Wszystko będzie dobrze. - Próbowała uspokoić mnie przyjaciółka.
Do pokoju właśnie wszedł lekarz.
- Widzę, że pacjentka się już obudziła. To dobry znak.
- Co mi jest?
- Zapalenie wątroby. Proszę oszczędzać energii na mówieniu. Dostaje pani silne leki, które wchłaniają pani dużo energii. - Ale pocieszył...
-   Kiedy Angela będzie mogła wrócić do domu? - Wtrąciła się Monika
- W jej obecnym stanie jest to niemożliwe. Pacjenta jest leczona dożylnie i nie ma takiej możliwości przyjmowania kroplówki poza szpitalem. Jak się jej stan poprawi i będzie mogła przerzucić się na leki doustne.
- A tak mniej więcej?
- W najlepszym wypadku za jakieś 5 dni. Wszystko zależy od tego, jak będzie jej organizm walczył.
- A czy to miało jakiś związek z narkotykami?
- Nie wykluczone.
Lekarz opuścił mój pokój, Monika posiedziała ze mną jeszcze z pół godziny i wróciła do domu.

Monika:
Angie nie wygląda najlepiej... Co ten chuj jej do cholery zrobił?!
 Wróciłam do domu, po drodze spotkałam Davida. Był jakiś nadzwyczajnie smutny. Jednak to nie przeszkodziło mi, żeby go opierdolić;
-  Co ty jej kurwa dałeś?!
-  Amf... Sama chciała! - Spojrzał na mnie, jakbym to ja była wszystkiemu winna.
-  Ale ty jesteś głupi. Ona chciała się przed tobą pokazać!
-  Nie wiedziałem, Jezu. Sory.
-  Weź ty sie lepiej zamknij... Wgl. to zrobiłeś jej coś wczoraj?!
-  Pamiętam tyle, że całowaliśmy się... Bardzo namiętnie. Zacząłem ją rozbierać, a ona mnie. Trochę się ogarnąłem i gdy ona chciała już mi ściągać spodnie, odrzuciłem ją, szybko się ubrałem i uciekłem. Nie zamoczyłem od dobrych kilku miesięcy. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałem to zrobić... Z tym, że... - Zesmutniał jeszcze bardziej... O ile jest to możlwie.
- Że co?!
- No kurwa zależy mi na niej... Ostatni raz, tak się czułem jak widziałem moją byłą dziewczynę..
- Weź ty się lepiej zamknij... Przez chwilę było mi ciebie szkoda, ale teraz to już nawet nie chcę ciebie widzieć. Przy każdej swojej dziewczynie czułeś, to co przy Angie?! A weź ty się od nas odwal...

David: 
Co za sztywna suka... Kurdę. Jak jakiś cudem (chociaż jest to niemożliwe, bo Angela jest z o wiele wyższej półki... Zresztą, co ona miałaby niby w takim beznadziejnym ćpunie widzieć?!) byśmy byli razem, to będę musiał ją pewno znosić. no ehhh.... Nawet nie dała mi dokończyć. 

Monika: 
Biedna Angie... Dlaczego akurat na takiego chuja, co zapewne każdą panienkę rucha i wciska im ten sam kit...
Wróciłam do domu i skończyłam wypakowywać zakupy. Połowa już nie nadawała się do użytku i wylądowała w śmietniku. Zrobiłam sobie jakieś kanapki z serem i włączyłam TV.

 

Rozdział 6

Angela: 
- Monika wstawaj! - chciałam obudzić przyjaciółkę, ale nic się nie odzywała. - Mooonika! - cisza. Postanowiłam włączyć telewizor na kanałach z koncertami. Leciał tam koncert Metallicy, więc nie było trudno ją obudzić. Whiskey in the jar na fulla i Monika odrazu się obudziła. 
- Gdzie Meta? - wyskoczyła jak napalona z pokoju. 
- w tv. 
- dawaj głośniej. 
- nie chcę sobie już opini publicznej w LA zniszyc. Nawet tydzień tutaj nie jesteśmy! 
- ale to Meeeta... 
- ale widziałam wczoraj sąsiadkę. To starsza pani, napewno nie lubi głośnej muzyki z rana. Wydaje się być całkiem miła. 
- no dobra... 
- dobra, dobra, ale idź się ubrać, bo dzisiaj czekają nas małe zakupy. W lodowce nie ma nic do jedzenia... Nawet nie ma na czym tego jeść! 
- już, tylko daj mi się obudzić... 
- niech zgadnę, będziesz się budzić aż do konca koncertu? 
- dokładnie tak. 
- ech... - po skończonym koncercie poszłyśmy się ubrać i skończyłyśmy na jakieś zakupy. Kupiłysmy to co najważniejsze, czyli jakąś hemię, talerze i inne. Wieczorem umówiłam się z Davidem, a Monika chciała wyjść sobie jeszcze poszperać po ulicach LA.  
*wieczorem* 
- No cześć pięknaaa! - David podszedł do dziewczyny i pocałował ją usta. 
- No dobry wieczór. 
- ej, to Bon Jovi? - Męszczyzna wskazał na wierzę, z ktorej wydobywały się piękne dźwięki "This ain't a love song" 
- wiadomo. - powiedziała pewnym, a jednocześnie pełnym podejrzeń głosem. 
- piękna, miła i do tego z idealnym gustem muzycznym... Achh David, jestes szczęściarzem. - powiedział sam do siebie, a Angela się zaśmiała. - ale jesteś jakaś... Za delikatna na rocka.
- pozory mylą. Nie znasz mnie jeszcze moj drogi. - Angela podeszła do chłopaka. 
- No, ale mam nadzieję że poznam... - ucałował mnie w usta. Oboje usiedli do wczesniej przygotowanej przez Angelę kolacji. 
-  Zobaczymy -  chytrze się uśmiechnęła
- No ehh...
- Od 11 roku zycia, jak wraz z Moniką i kilku innymi znajomymi poznaliśmy Marka, mojego byłego. On zaraził całą paczkę miłością do Guns N' Roses, Led Zeppelin, Bon Jovi, Aerosmith itd.
- Ale fajnie. Ja słucham od 7 lat. Zaraz jakoś po śmierci mojej dziewczyny... - na jego oczach pojawiły się...łzy?! On płacze! - Od jej śmierci nie miałem żadnej dziewczyny.
-  O kurde... A jak to sie stało, ze ona umarła? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć
- Mieliśmy wypadek. - z jego oczy wypłynęła kolejna łza
- David?
- Tak? - Na początku chciałam mu jakoś delikatnie powiedzieć, żeby nie płakał, ale w ostatecznej chwili podeszłam do niego i przytuliłam się do niego tak mocno jak tylko potrafię. Siedzieliśmy tak na sofie przez dłuższą chwilę, a potem znowu zaczęliśmy rozmawiać o pierdołach. W pewnym momencie David wstał z sofy, podszedł do swojej kurtki i wyciągnął tajemniczy pakunek.
- Co. To?
 - Chcesz? - Uśmiechnął się do mnie.
 Trochę się bałam przez chwilę spróbować, ale nie chciałam mu robić przykrości. - Daaj troszkę. - wyciągnął z portfela dowód i ułożył, z wcześniej wyciągniętego białego proszku cztery równe rządki. Po dwa dla każdego. Mieliśmy odlot i z całego wieczoru za dużo nie pamiętam.

Monika: 
Wróciłam w nocy do domu i od razu położyłam się spać. Angela chyba też była już u siebie i nie chciałam jej budzić.  

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 5

Monika:
-Angie... Od wyjazdu z Thebes wgl cb ciebie nie poznaje. Wkońcu doczekam się dnia w którym będę mogła się z Tobą ruchać! - nie pytajcie. 
- Hahaha jesteś pojebana. - przeeesadza. 
- no co? A tak wogóle to co tam z tym chłopakiem? 
- David. Miły nawet jest... 
- Ale ciacho fajnee... 
- Monika, spierdalaj od niego! 
- ech. No dobra, dobra. 
- on jest mój. 
- Nie wiem jak ty, ale ja nie chce tysięcy wydać w tym hotelu i idę poszukać nam jakiegoś mieszkania. Jakieś szczególe wymagania? 
- dwa pokoje, łazienka, salon i kuchnia 
- no okej. A idziesz ze mną? 
- no dobra, tylko skoczę do toalety. 
- okej. 
Gdy Angela wyszła z łazienki Wyszłyśmy na LA. Miasto jest cudowne, tyle miejsc do zwiedzania i muszę przyznać, że kilka razy się zgubiłyśmy, Heh.. Pierwszego dnia nic nie znalezłyśmy. Ok. 7 wieczorem wróciłyśmy do hotelu i trochę poszperałyśmy w internecie, ale również nic nie było. Położyłyśmy się spać.  

Angela: 
LA jest wspaniałe! Cały dzień biegałyśmy po nim, wieczorem padałam na twarz. Nastepnego ranka obudziłam się po 12:00. Wczoraj jeszcze umówiłyśmy się, że jak jedna wstanie to ma drugą obudzić. Zastanawiałam się co by tu zrobić, żeby przyjaciółkę. Po krótkim czasie złapała mnie znowu chcica i już wiedziałam co robić. 
- Angie kurwa co ty robisz? 
- hymm... Rozbieram cię. 
- ale tak z rana? 
- seks jest zdrowy o kazdej porze dnia i nocy.  - usiadłam na niej i zaczęłam ją całować. Niestety skończyło się tylko na grze wstępnej, bo jak tylko Monika dowiedziała się która jest godzina, zepchnęła mnie z siebie i poszła się ubrać... Sztywniara. No, ale dobra. Wstałam z łóżka, weszłam jej do łazienki, gdzie liczyłam że może tam się coś nam uda. Monika brała kąpiel, a ja szybko wslizgnęłam się jej do wanny i ją pocałowałam. Zaczęłam obmacywać jej cycki. Ona wzięła mnie na ręce i posadziła na takiej jakby przystawce do wanny. Rozszerzyła mi nogi, puściła moje usta i zaczęła oblizywać mi moją muszelkę. Trudno było wydusić mi z siebie słowo i dlatego po jakiś trzech minutach zeszłam z tego i pomogłam tam usiąść Monice. Zrobiłam to samo co ona. Czasami mam wrażenie, że my za bardzo z tym seksem przesadzamy. Ona jest moją przyjaciółką, a od jakiegoś czasu ruchamy się co drugi dzień, czasami codziennie ew. Dwa razy... Co ja pierdole?! Dopóki sobie kogoś nie znajdziemy to założę się, że to sie nie zmieni. 

Monika:
*Minęło kilka dni* 
- dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do pani McKazen? 
- tak, a coś się stało? 
- nie, ja dzwonię w sprawie tego ogłoszenia; mieszkania do wynajęcia. Czy one jest nadal aktualne? 
- Oczywiście, tylko może być mały problem z jego obejrzeniem, bo dzisiaj kończy mi się urlop i wtedy dopiero za tydzień bedzie można ej zobaczyć. 
- A dzisiaj nie będzie można? 
- W sumie. No dobrze. A można tak za dwie godziny, bo muszę tam dojechać. 
- No dobrze, dobrze. Jeszcze mam jedno pytanie. Czy to mieszkanie mogłoby być dostępne od ręki, żebym mogła się z koleżanką dzisiaj wprowadzić, bo mieszkamy obecnie w hotelu i zależy nam na szybkim opuszczeniu go. 
- oczywiście. Dziękuję, że pani o tym wspomniała to wezmę odrazu umowę najmu. 
- proszę bardzo. To do zobaczenia za dwie godziny. 
- a pani będzie wiedziała jak dojechać? 
- poradzę sobie. 
- no dobrze, do widzenia. 
- do zobaczenia. - rozłączyłam się. 
- Angieeee! Rusz dupę, mamy dwie godziny, aby dostać się na drugą stronę miasta! 
- hę?
- chodź tu! - pokazałam jej nasze nowe mieszkanie. 
- najładniejsze to nie jest, ale jest wyjątkowo tanie i idzie w nim mieszkać. 
- no o to mi chodziło. 
- dobra, to ja idę się do końca ubrać. A ty rób co tam chcesz. - tak też zrobiłyśmy. Przez pierwszą godzinę szukałyśmy jak dojechać pod wyznaczony adres, wkońcu wsiadłyśmy do metra i dojechałyśmy. Pozostało jeszcze odnaleźć gdzie to dokładnie jest. Gdy dotarłyśmy na miejsce obok wysokiego bloku czekała tam już na nas strasza pani , która okazała się być tą, co z nią rozmawiałam. Pokazała nam mieszkanie, a my po małej chwili zastanawiania podpisałyśmy umowę najmu. Koszty nie są wysokie jak na Los Angeles. Dała nam kluczę i już od zaraz mogłyśmy się wprowadzać. Pozegałyśmy się z nią i wróciłyśmy do hotelu po nasze rzeczy, aby zawieść je do naszego nowego mieszkania. 


środa, 19 lutego 2014

Rozdział 4

Monika: 
Wstałam o 2:40. poszłam się umyć, a potem obudzić Angelę 
- Angie - wyszeptałam. - Angie ty brazylijska dziwko wstaj!
- daj mi jeszcze 5 minut. - "nie" pomyślałam i pociągnęłam za prześcieradło. Angela spadła, trochę sie na mnie wydarła, ale wkoncu poszła się ubrać. Ja poszłam na dół zrobić śniadanie. Źle się czułam i nie byłam zbytnio głodna, ale musiałam coś zjeść, żeby nie zemdleć w samochodzie. W końcu przez pierwsze 5 godzin ja miałam jechać. 
Wkońcu się ubrałyśmy, spakowalysmy resztę rzeczy do samochodu i wyjechałyśmy. 
Ale ja sie jaram! - Muszę przyznać, że już nie mogłam się doczekać tej drogi. Od zawsze kocham jeździć samochodem. 
- Ja też... - Angela wygladała jakby miała iść za karę. 
- co się stało? 
- no bo... Od czasu kłótni z Markiem wcale się do siebie nie odzywamy. Nie mogłam wczoraj zasnąć bez SMS'a "Dobranoc, kocham Cię <3" 
- pierwsze dni są zawsze najgorsze... Z czasem zaczniesz sie przyzwyczajać, a moze poznasz kogos nowego w LA i zapomnisz o tym pedale. 
- No może... 

Angela:
Wraz z genialną muzyką, strasznym fałszem i dobrymi humorami dojechałyśmy do pierwszego przystanku. Nie pamiętam dokładnie gdzie to było, bo było juz ciemno, Monika prowadziła, byłam juz zmęczona i nie zwracałam szczególnej uwagi na znaki. Zakwaterowałyśmy się w małym motelu, gdzie wynajęłyśmy mały pokój z jednym dwuodobowym łóżkiem. 
- Dobra. Nie wiem jak ty, ale ja idę się teraz myć i spać. - zaproponowała Monika 
- No dobra, to ja po tobie. - tak też zrobiłyśmy. Po wyjściu z prysznica poczułam straszną chcicę. Mogłabym się ruchać z każdym, gdzie kolwiek. Podeszłam do Moniki i pocałowałam ją delikatnie w usta. Ona odwzajemniła pocałunek. Z torby wyciągnęłam marker, usiadłam na Monice, odsłoniłam jej bluzkę i napisałam na jej brzuchu dużymi literami "Kocham Cię <3". Położyłam się na niej i Zaczęłyśmy się całować... Lizać. (Dalej czytacie na własną odpowiedzialność - fragment z 18+) wzięłam się delikatnie na niej położyłam, ona zaczęła ściągać mi bluzkę. Dostawałam orgazmu. To dziwne, bo jak byłam z Markiem nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogę robić to z kobietą. Rozebrałyśmy się już całkiem do naga. Cały czas byłyśmy wypatrzone w siebie, całowałyśmy się tu i ówdzie... To było tak zajebiscie szalone! Monika robiła to już kiedyś z dziewczyną i dla niej nie było to nic nowego... Dla mnie to było nowością i nie widziałam dokładnie co mam robić, jak się zachować... znaczy robiłam to z Markiem kilkadzieścia razy (Taaa...), ale z chłopakiem to jakoś tak inaczej. Później przystąpiłyśmy do wzajemnego macania się. Ja obmacywałam jej dokładnie cycki, centymetr po centymetrze, a ona zrobiła mi palcówkę. Potem na odwrót. Na koniec znowu wróciłyśmy znowu do całowała się tylko tym razem już tylko w usta. 
- wow, Angie co to było? 
- seks.. Mrr. 
- no, ale tyy... 
- zmieniłam się najwyraźniej. - ponownie ją pocałowałam.  Zasnęłyśmy. 
Następnego ranka wyruszyłyśmy dalej w podróż i wieczorem dotarłyśmy do Denver w Kolorado. Byłybyśmy tam wczesniej, ale 4/5 godzin w korku spędziłyśmy. Zatrzymałyśmy się tam na noc i kolejnego dnia, już ostatniego znowu w drogę. Do LA wyjechałyśmy ok. 2 po południu. 
- AAAA! To już LA! Nie wierze, że to się dzieje - byłam naprawdę podekscytowana. 
- no, no. To gdzie jest jakis hotel, czy cos?
- chyyybaa... Tam - spojrzałam na mapę i pokazałam na zakręt tuż obok. 
- patrz, ale ciacho... - Monika pokazała na przystojacego chłopaka stojącego przy bramie hotelu. 
- zamawiam! 
- kurwaa no, czemu zawsze ty? 
- bo po prostu jestem lepsza, achhh... 
- loool. 
- dobra, to ty idź zapytac się o pokoj, a ja  podejdę go zapytac o... Godzinę? 
- Haha no dobra. 
Wyszłyśmy z samochodu i każda skierowała się na swoją stronę. 
- Cześć. - podeszłam do chłopaka. - wiesz moze która godzina? 
- w pół do drugiej, a co? 
- telefon mi padł. 
- Heh... No spoko.
- jesteś jakiś dziwny... 
- Hym?
- taki... Tajemniczy. - po jego gadce moze nie koniecznie było widać, ale uwierzcie ze wyglądem wszystko nadrabiał. Niby taki przystojny i wgl, ale taki... Niedostępny. 
- w jakim sensie? 
- no tak... Ech, nie wiem jak to powiedzieć. - no tak, brawo Angie. Znowu sie zbłaźniłaś. 
- pomyślę nad tym. -  chłopak się uśmiechnął i już miał odchodzić, ale się cofnął - może się jeszcze spotkamy? - "taaak" pomyślałam cała uradowana. 
- no zobaczymy. - tym czasem Monika mnie zawołała, pożegnałam Davida, bo tak miał na imię i pomogłam zanosić przyjaciółce najważniejsze rzeczy na te dwa/trzy dni co tutaj spędzimy. 

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 3

Ten rozdział dedykuję MOJEJ ukochanej przyjaciółce, siostrze i przyszłej groupie Gabrysi, która nie ważne co na nią powiem i tak bardzie mnie kochać <333
__________

Monika: 
W nocy obudzil mnie płacz Angeli. Gdy weszłam do jej pokoju zauważyłam całą rozpałkaną przyjaciółkę, która wygladała jak dziwka opłakująca niechcianą ciążę.  
- Angie, co się stało? 
Monika, ja już tak nie mogę, nie chcę... Mój ojciec opuścił mnie, gdy miałam 6 lat, zostawił mnie i mamę dla innej, wyjechał se do polski, bo 'znudziłyśmy mu się'. Mama wywaliła mnie z domu i ja nie wiem, co mam teraz ze sobą robić. Iść do pracy, czy skończyć szkołę, czy kurwa co...  - powiedziała dziewczyna przebierając łzy, ktore spływały niczym Niagara. 
- Też nad tym myślałam... A moze by tak wyjechać gdzieś? Z dala to tego całego pieprzonego Thebes, żeby rozpocząć nowe życie... 
-Sama? 
- No ciebie chyba pojebało! Że mną!  
- No chyba, że... Ale jak ty so tobie wyobrażasz?
No, a jak mam? Idziemy do pracy, wyjeżdżamy, wynajmujemy małe mieszkanko itd. Dobra, ty sobie jeszcze nad tym pomyśl. Ja lecę do siebie. Dobranoc. - wyszłam z pokoju Angeli i udałam się spowrotem do siebie. 

Angela: 
Długo myślałam jeszcze nad propozycją Moniki. W sumie, czemu nie? Fajnie byłoby tak zacząć nowe życie. 
*następnego dnia* 
- Monika, o ktorej mamy być na miejscu? 
- film mamy o 7:30, czyli tak 7:00-7:20. Rusz dupę, bo zaraz wychodzimy. 
- Mark znając zycie się spóźni, Sabina moze juz na nas czekać. 
- No dobra, ja już Angela rusz się. 
- Już, już. - doszłyśmy na miejsce 15 minut przed rozpoczęciem seansu. Film był dosyć ciekawy. Po filmie Mark zaprosił mnie do parku. - Po co ty mnie tutaj wogóle ciągniesz? 
- Bo muszę Ci coś powiedzieć. Pamiętasz to miejsce? 
Trudno byłoby nie, wjechałes na mnie rowerem, do tej pory mam tutaj bliznę. Czekaj, to było 4... 5 lat temu? 
- Pojutrze bedą mijały równe 4 lata... 
- jestes jakis tajemniczy, o co chodzi? 
- No bo...No bo ty mi sie trochę podobasz, trochę bardzo. - Zamurowało mnie. -  kocham cię. - jeszcze bardziej mnie zamurowało. - Nie ważne, zapomnijmy o tym. Zbłaźniłem się tylko. - Muszę przyznać, ja też go kochałam.  
- Ja ciebie też. - wyszeptałam. Mark odwrócił się, podbiegł do mnie i namiętnie mnie pocałował. 
No to wyglada, ze mam chłopaka. 
Całą noc spędziliśmy razem w parku. Było cudownie.  
Przez następne 4 miesiące wspaniale się dogadywalismy. Dopóki nie powrócił pomysł wyjazdu do LA. 
- Monika... Boje się. 
- Niby czego? 
- No tego, ze on nie bedzie chciał z nami wyjechać i bedziemy musieli sie rozstać. 
- Niepotrzebnie panikujesz...
Poszłam do Marka, bo byliśmy dzisiaj u niego tam umówieni. 
- No czesc kochanie. - przywitał, całując mnie w usta gospodarz 
- No czesc 
- Musimy porozmawiać 
- O czym? 
- a wpuscisz mnie? 
- No proszę, wejdź. 
Weszłam do domu, usiedliśmy na sofie w salonie. 
- to o czym chciałas pogadać? 
- pamietasz jaki Ci kiedyś mówiłam, ze moze bd z Moniką do LA jechac? 
- taak? 
- pojutrze... 
- ale że niby chcesz mnie zostawić?!
- to nie - nie zdążyłam dokończyć, bo Mark przerwał mi. 
- A spierdalaj, z nami koniec!
- Mark..
- spierdalaj stąd! 
Byłam dziwnie zaskoczona zachowaniem mojego chło... Byłego chłopaka. Nigdy tak się nie zachowywał. Postanowiłam wrócić do domu. Zastałam tam Monikę, oglądając TV. Podbieglam do niej i z całej siły się przytuliłam. Monika najwyraźniej domyslila się co się stało i tylko mnie przytuliła. 
Następny dzień spędziłyśmy na kupowaniu samochodu i pakowaniu się. O 4:00 kolejnego dnia miałyśmy wyjeżdżać. 


poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 2

Teresa: 
Jak ona tak mogła? Zeby wywalić własne dziecko z domu to juz trzeba nie mieć sumienia. 
- ależ oczywiście, że mozesz u nas zostać. - przecież nie zostawię dziewczyny na pastwę losu.  
- dziękuję pani bardzo, zycie mi pani uratowała! 
- jaka pani? Babcia Teresa jestem. 
- Haha, no dobrze. 

Angela: 
Wzięłyśmy moje rzeczy i zabrałyśmy do pokoju obok Moniki. Dzięki Bogu jej babcia pozwoliła mi u nich zostać aż skończę szkołę i znajdę sb jakąś pracę. Dostałam pokoj z łazienką, co mnie bardzo ucieszyło bo trochę nieswojo się w tej "główej" łazience czułam. Było tam jakos dziwnie. No, ale dobra. Muszę coś kupić babci Teresie, za to ze pozwoliła mi zostać. 
- Angie, a ty wogole coś ten z Markiem? Bo tak wczoraj całą noc w tym pokoju... Sami spędziliście. 
- Haha, nie no az taka łatwa to nie jestem. 
- Ojjj, sory. 
- A pomoc Ci się rozpakować? 
- Nie... Narazie chciałabym zostać sama.
- Dobra, jakby co ja będę pomagać babci w obiedzie. Jak cos chcesz to śmiało proś. 
- No dobra, dzięki za wszystko. - zostałam sama w domu. Otworzyłam pierwszą walizkę i wyciągnęłam rzeczy. Na dole znalazłam zdjęcie mojego ojca, ramka była cała potłuczona. Z moich oczu poleciały łzy. Tęsknię za nim, był dobrym człowiekiem. 

Monika: 
Zostawiłam Angelę samą w pokoju. Ja poszłam do babci. Zaczęłyśmy w ciszy przygotowywać obiad. Ciszę przerwała babcia. 
Zadręcza mnie myśl, jak ona moż w tak własne dziecko zostawić na pastwę losu... Monika, a ty wiesz coś więcej na ten temat? 
- znaczy.. Ona nie była kiedyś taka. Odkąd rozstała się z ojcem coś się dziwnie zaczęło dziać... Sama nie wiem. Do tego wszystkiego Czekała aż Angela weźmie skończy 18-naście lat, żeby nie musiała mieć jakiś większych problemów itp... Suka.. Po prostu Suka. 
- Monika, nie mow tak. 
- Babcia, a jak inaczej ją nazwać? 
- No w sumie.. Racja. A dobra tam... Nie chcę rozmawiać na ten temat. Co się stało, to się nie odstanie. Zawołaj Angele, zaraz obiad.  
Okey, to idę po nią. - opłukałam ręce i juz miałam iśc na gore, ale zza rogu pojawiła się Angela. 
- Nie trzeba, już jestem. - wyrwała.  Tylko, aby ona nic nie słyszała.. 
Po obiedzie udałyśmy się do sklepu po popcorn, a wieczorem obejrzalyśmy horror. W nocy obudził mnie płacz Moniki. 



Rozdział 1

Angela: 
O 16 po południu usłyszałam te samie głośne szeptanie pod moim oknem, co wczoraj. Naturalnie była to Monika;
- Angie, Angie! Jesteś tutaj? - Ledwo zdążyłam otworzyć okno, a Monika już krzyknęła na cały głos - Najlepszego jubilatko!
- O, jesteś! Dobra, właź i powiedz co robimy. 
-  A więc tak; mam tutaj siano i perukę o twoim kolorze włosów. Hymm... Zwal kołdrę, rozłożymy siano, a perukę położymy na poduszce. Masz jakąś piłkę? Włożymy ją w perukę, że niby głowa, przykryjemy to wszystko kołdrą. - Zrobiłyśmy to co było w planie, po czym wzięłam naszykowaną wcześniej 'małą czarną' z szafy, czarne szpilki i kosmetyki. Udałyśmy się do domu Moniki, aby zacząć przygotowania do imprezy. 
- A tak w ogóle to o której mają przyjść wszyscy?
- o 7.
Wzięłyśmy się za przygotowywanie dań na uroczystość, jeśli chodzi o sprawy alkoholowe to zakupione mieliśmy już wcześniej. 

Monika:
Pamiętam jak byłyśmy takie małe... Jak Angela miała te swoje 9 lat, ja 11, jak się poznałyśmy; wylałam jej niechcący zupę na ciuchy w stołówce szkolnej. Jej mama później przychodziła do mojej mamy, aby ta oddała jej kasę za pralnie. 2 miesiące później moja mama z tatą mnie opuścili... W sumie to śmiertelny wypadek samochodowy moich rodziców tak nas bardzo zbliżył do siebie... Nagle zauważyłam, że z moich oczu płyną łzy. Szybko je przetarłam tak, aby Angela ich nie zobaczyła i nie wiadomo czego sobie nie pomyślała. Ledwo zdążyłyśmy wsiąść prysznic i się uszykować, a przyszli goście; Mark, Peter, Ewelina, Maria i inni. 
Sieeeema ślicznotki! Najlepszego Angie! - Mark przytulił Angelę z całej siły. Ależ oni by słodko razem wyglądali. Reszta mniej więcej zgapiła od Marka i również złożyli życzenia Angie. Cała Impreza wyglądała tak; Ewelina i Peter wylądowali w łóżku, Angela całowała się gdzieś w rogu namiętnie z Markiem, Malvina z Marią macały się wzajemnie po miejscach intymnych, a reszta, łącznie z Moniką leżeli rozłożeni po całym domu pijani w trzy dupy. W głośnikach było słychać ostanie piosenki Pink Floyd z płyty 'The Wall', które ktoś włączył pod koniec imprezy, gdy wszyscy już spali. 
*Godzina 7:46, dzwoni telefon* 
- Wyłączcie to gówno, łeb mnie napierdala. - Zza rogu kanapy wyłonił się Mark. Angela podeszła pod telefon i jak tylko zobaczyła ekran zrobiła minę jakby ją zamurowało. 

-Cholera! Matka dzwoni! - Angie odebrała telefon, rozmawiała trochę z matką, kłóciła się, po czym szybko się ubrała i wyszła z domu. 

Angela: 
Nie jest dobrze. Boję się iść do domu, znowu będę musiała się z matką pokłócić... tylko, że tym razem to będzie mnie bardziej pilnowała i już nie uda się z domu wyrwać do końca życia! 
Doszłam do domu zastanawiając się, co Sabina może mi zrobić. Gdy doszłam na miejsce i zobaczyłam moje walizki spakowane przed domem, myślałam że się zabiję. Weszłam do domu, aby spróbować wyjaśnić sytuację. 
- Widziałaś co stoi na podwórku? Ja już do ciebie nie mam sił. Jesteś już pełnoletnia, możesz robić co chcesz, a ja nie będę sie za ciebie wstydzić. - Ledwo zdążyłam wejść do domu, a ona już kazała mi się z niego wynosić... 
- CO TY ODWALASZ?!  - chciałam po dobroci, ale nerwy mnie już puściły. 
- U góry zostało jeszcze trochę twoich rzeczy, jak znajdziesz sobie jakieś mieszkanie, czy coś tego typu, możesz przyjechać po resztę. - No zajebiście, moja własna matka mnie z domu wywaliła. Gdzie ja niby teraz mam się podziać?! Nie zwracając już na nic uwagi wybiegłam z działki na której stał mój dom, po drodze zabierając moje rzeczy. Postanowiłam zadzwonić po Monikę. 
- I jak tam? Bardzo się dostało? - Dziewczyna zapytała trochę jakby nie dowierzała, że jeszcze mam telefon. 
- Monika, mamy problem... 


niedziela, 16 lutego 2014

Prolog

Sabina:
- Weź ty się dziecko w końcu za tą naukę! To już twoja szósta 1 z rzędu. - Bywają już momenty, gdy nie mam sił do tego dziecka... Ja tutaj staram się, aby Angela wyrosła na dobrego człowieka, żeby poszła do porządnego collegu, a ona co mi daje w zamian? Sześć 1-ek z matmy... nie tak ją wychowałam. 
- Jak ja nie potrafię?! - No tak... Jeszcze pyskować będzie gówniarz. 
-  Nie potrafisz? Nie potrafisz? W takim razie zostajesz jutro w domu. Zero komputera i zero wypadów ze znajomymi. Od dzisiaj siedzisz w domu i się uczyć, aż poprawisz wszystkie oceny. - Wiem, że jutro planowała zrobić u swojej przyjaciółki imprezę urodzinową, więc myślę, że to będzie najlepsza kara dla tego bachora...
- No i co jeszcze? Może mam ci dobrze jeszcze zrobić?! - ach... zostawię to bez komentarza.
- Marsz do pokoju!
- Nawet pobiegnę! - No przynajmniej będzie szybciej cisza w domu. Poryczy i przejdzie jej, ach... jak ja jej nienawidzę.

Angela: 

Nienawidzę, no nienawidzę suki. Dlaczego ktoś, gdzieś tam pokarał mnie taką matką?! I musiała akurat jeszcze na TĄ sobotę... Dobra, może zacznę od początku. 
Nazywam się Angela, ale zdecydowanie wolę jak się mówi do mnie Angie. Mam 17... Jutro już 18 lat. Mieszkam w Thebes, jest to mała wioska w stanie Illionis, w Stanach. Dziwie się, że wogole jest na mapie. Jak już doskonale mogliście zauważyć moja matka nie ma równo pod sufitem. Jest z nią tak odkąd moj tata ją dla młodszej zostawił. Obecnie jest w jakimś tam klubie feministycznym. Czesto powtarza, że moja osoba kojarzy jej się z ojcem... Pewno dlatego tak mnie nienawidzi. Mówi, że jestem do niego wizualnie, jak i charakterystycznie podobna. Koniec, starczy tego użalania się nad moim losem, zadzwonię do mojej najlepszej przyjaciółki, Moniki. Może uda jej się coś wymyślić. Wzięłam telefon do ręki, wybrałam numer przyjaciółki i zadzwoniłam.
- No odbierz kuuu..rde, odbierz to. 
*3 sekundy później* 
- Siema, co tam? - Odebrała jak zawsze uradowana z życia Monika.
- Ja pierdole. Przysięgam, jeszcze trochę i wyjeżdżam stąd. 
- Co znowu? 
- Cały czas sie do mnie czepia. Robert to sobie kurwa wszystko może, dwa razy nie zdał, ale nieee... Przecież on jest cudowny... Mam już tego dość. - Tak dla jasności, Robert to mój brat. 
-Kochana, poczekaj jeszcze trochę, jutro przyjdziesz do mnie, zabawimy się. Hej! Masz jutro 18-nastke. Nie załamuj się.
- Apropo... Nie mogę jutro przyjść... Mam karę. - z moich oczu popłynęły łzy, od 3 miesięcy odliczałam dni do urodzin, a tu nagle się okazuje, że nie mogę... 
-  Że kurwa co?! Jak to nie możesz przyjść na swoją własną 18-nastkę?! Coś ty znowu zmalowała?! - Monika wydarła się na mnie, jakby to była moja wina. 
- Dostałam 1 z matmy. BO OCZYWIŚCIE TO MOJA WINA, ZE MATEMATYCZKA SIĘ NA MNIE UWZIĘŁA... 
-No kurwa... Poczekaj, wpadnę zaraz do ciebie, to może wymyślimy jak przekonać twoja matkę, żebyś mogła przyjść. 
- Ok, ale przejdź ogródkiem do okna mojego pokoju. 
- Spoko. 
*10 minut później* 
Pss... Angela! Angela! - Spod mojego okna usłyszałam jakby ktoś cicho krzyczał... wiem, że to dziwne ale nie wiedziałam jak to napisać. 
-Co tak długo?
- Musiałam jeszcze obiad zjeść, bo babcia nie wypuściłaby mnie bez obiadu. 
- A no tak... Dobra, nie stoj pod oknem, tylko właź. 
- Więc tak... Idąc do ciebie myślałam nad strategią. Co ty na to, żeby wyrwać sie z domu? Nie raz już to robiłaś, wiec nie powinno być to dla ciebie żadnym problemem. 
- Niby tak, ale jak sie zorientuje, ze mnie nie ma? 
- Coś wymyślimy. 
- To ty myśl, a ja idę po coś do przekąszenia. 
- Ok. 
Zeszłam po cichu na dół, aby nie usłyszała mnie stara i nie truła mi dupy "Czemu to się nie uczę, tylko bezsensownie po domu włóczę?"... No tak, robienie sobie jedzenia jest całkowicie bezsensowne... Po co jeść?! Lepiej wszyscy żyjmy na powietrzu. Niestety los chciał, jak chciał i usłyszała mnie. 
-  Co ty tutaj robisz?! Marsz mi do pokoju się uczyć. - Zaczęło się... 
- Dobra, dobra, już. Tylko przyszłam po coś do jedzenia, głodna jestem. 
-Tylko nie napaćkaj mi w kuchni. 
- Jeeezuuu... - Zrobiłam to, po co przyszłam i wróciłam do pokoju. Tam czekała już na mnie Monika z pomysłem. 
- Więc tak; wymyśliłam, ze pobawimy sie w starą, dobrą sztuczkę. Mianowicie weźmiesz wcześniej pójdziesz do łazienki się umyć i powiesz mamie, że idziesz się położyć, bo jesteś śpiąca. Wrócisz do pokoju, ja tutaj będę na ciebie czekać. Weźmiemy coś na podobiznę i położymy pod kołdrą. Wyjedziemy przez okno, pójdziemy sie do przebrać i tak dalej...
- No sama bym lepiej nie wymyśliła! Tylko... 
- Co ci znowu moja droga, nie pasuje?
- No bo trochę głupio mi robić swoją 18-nastkę u ciebie... 
- Oj, nie dramatyzuj. Przecież znam twoją matkę nie od dziś i dobrze wiem, ze nie pozwoliła by Ci zrobić imprezy, bo alkohol i tym podobne... Która godzina? 
- Coś po 5. 
- JUŻ?! Muszę już wracać. Zaraz babcia z kościoła wracać 
- Ok, to ja idę się uczyć, bo zaraz przyjdzie do mnie matka zobaczyć, czy się uczę... 
Monika wybiegła przez okno i wróciła do siebie. Ja wzięłam telefon, zgasiłam światło i pod kołdrą pisałam z Markiem esy do późna w nocy. Muszę przyznać, że trochę on mi się podoba... ech.