Monika:
Następnego dnia postanowiłam odwiedzić znowu moją przyjaciółkę w szpitalu. Tak jeśli chodzi o coś poważniejszego niż złamanie ręki, czy nogi to ona pierwszy raz trafiła do szpitala. Wiedziałam jak moja obecność jest dla niej teraz ważna. Do szpitala podjechałam autobusem, bo przystanek miałam tuż pod budynkiem, a nie chciało mi się obecnie na stację zajeżdżać, bo musiałabym pojechać na około. W szpitalu, tuż przy wejściu zobaczyłam Oscara, lekarza opiekującego się Angie.
- Dzień dobry, jak tam Angela? - przywitałam się.
- No bywało lepiej. - jego mina wyglądała jakby Angie była trupem.
- Co się stało?
- Obecnie jest na badaniach. Jej stan się pogorszył, w nocy wymiotowała 2 razy krwią.
- A będę mogła ją odwiedzić?
- Dzisiaj jest to wykluczone. Pacjentka potrzebuje spokoju. Proszę przyjechać pojutrze, powinno być lepiej. - No super, chciałam być opiekuńcza, a wyszło że nie jestem mile widziana.
Pożegnałam się z Oscarem i wyszłam z budynku. Postanowiłam, że wrócę na piechotę. Pogoda była cudowna, w końcu był środek lata. Po drodze musiałam się oczywiście jeszcze znając moje szczęście zobaczyć z Davidem. Nie miałam największej ochoty na rozmowę z tym pajacem... Zastanawiam się, kto ma więcej mózgu w bani; on, czy Brazylijscy basiści? A no tak... Nikt z nich nie ma, ehh... No nie ważne.
- Monika! - udawałam, że nie usłyszałam i szłam dalej - Monika kurwa! Wiem, że mnie słyszysz.
- Czego chcesz?! - Wkońcu uległam temu bezmózgowi.
- Co z Angie?
- Nie twoja sprawa... A właściwie twoja. Chciałeś ją zabić?! - wybuchnęłam.
- Zależy mi na niej... - odpowiedział jakbym chciała go zabić.
- No właśnie widać... Czemu dałeś jej to świństwo?! Wiesz, że ona mogła przez Ciebie...eeggghh. Nie chce mi się z tobą gadać. - Odwróciłam się i zaczęłam dalej zmierzać w kierunku domu.
- CO DO JASNEJ CHOLERY JEST Z ANGIE?! - ooojojojjj..
- Czy ta wiadomość odmieni TWOJE życie?! - Wróciłam i dalej zaczęłam się z nim kłócić, tylko że z tryliard razy głośniejszym tonem.
- TAK!
- Nie odczepisz się, co nie?
- Jak mi powiesz to się odczepię.
- Zapalenie wątroby. A teraz spierdalaj, bo nie mam ochoty na rozmowę, szczególnie z tobą.
Wróciłam do domu, otworzyłam Danielsa i włączyłam TV, ale nic ciekawego nie leciało. Poszłam się umyć i do łóżka. W zaopatrzonej już wcześniej, przez właścicielkę biblioteczce z książkami znalazłam ciekawą książkę o prostytutce, która zaszła w ciążę z jakiś gościem i wyjechała do Polski, gdzie poznała dziewczynę i wzięła z nią ślub, ale w pewnym momencie dowiedział się o tym ojciec dziecka i próbował jej go zabrać.
Następnego dnia nie robiłam nic oprócz wieczornego spacerku nad oceanem. Przechodziłam obok chyba dziesięciu par romantycznie spacerujących w LA... achh, jakie to piękne. Kolejnego dnia w końcu mogłam odwiedzić Angie w szpitalu. Ciekawe, jak się czuje. Weszłam do budynku i udałam się do recepcji, aby dowiedzieć się gdzie ona obecnie się znajduje. Dowiedziałam się tam, że leży na pooperacyjnej. Czyli z nią jest naprawdę, naprawdę coś poważnego. Postanowiłam poszukać Oscara. Znalazłam go na drugim piętrze.
- Witam. co z Angelą, czemu ona operacje miała?
- Dzień dobry. O mały włos byśmy ją stracili.
- Ale jak to?! Gdzie ona jest? Mogę ją zobaczyć?
- No tak już czasami jest. Teraz jest w pooperacyjnej, jeszcze się nie wybudziła. Nie chcę pani martwić, ale to już się robi niepokojące, bo w normalnych warunkach byłaby pojutrze już wypisywana. Chce pani się z nią zobaczyć? Zaprowadzę panią.
- Tak. - Odpowiedziałam. Jezu, czemu akurat biedna Angie... Czemu nie ja?!
Oscar zaprowadził mnie do sali, gdzie zastałam moją przyjaciółkę. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Blada, chuda; jak nieboszczyk.
- Angie, kochanie... - wyszeptałam przez łzy. - Obudź się. Nie rób mi tego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz