niedziela, 16 lutego 2014

Prolog

Sabina:
- Weź ty się dziecko w końcu za tą naukę! To już twoja szósta 1 z rzędu. - Bywają już momenty, gdy nie mam sił do tego dziecka... Ja tutaj staram się, aby Angela wyrosła na dobrego człowieka, żeby poszła do porządnego collegu, a ona co mi daje w zamian? Sześć 1-ek z matmy... nie tak ją wychowałam. 
- Jak ja nie potrafię?! - No tak... Jeszcze pyskować będzie gówniarz. 
-  Nie potrafisz? Nie potrafisz? W takim razie zostajesz jutro w domu. Zero komputera i zero wypadów ze znajomymi. Od dzisiaj siedzisz w domu i się uczyć, aż poprawisz wszystkie oceny. - Wiem, że jutro planowała zrobić u swojej przyjaciółki imprezę urodzinową, więc myślę, że to będzie najlepsza kara dla tego bachora...
- No i co jeszcze? Może mam ci dobrze jeszcze zrobić?! - ach... zostawię to bez komentarza.
- Marsz do pokoju!
- Nawet pobiegnę! - No przynajmniej będzie szybciej cisza w domu. Poryczy i przejdzie jej, ach... jak ja jej nienawidzę.

Angela: 

Nienawidzę, no nienawidzę suki. Dlaczego ktoś, gdzieś tam pokarał mnie taką matką?! I musiała akurat jeszcze na TĄ sobotę... Dobra, może zacznę od początku. 
Nazywam się Angela, ale zdecydowanie wolę jak się mówi do mnie Angie. Mam 17... Jutro już 18 lat. Mieszkam w Thebes, jest to mała wioska w stanie Illionis, w Stanach. Dziwie się, że wogole jest na mapie. Jak już doskonale mogliście zauważyć moja matka nie ma równo pod sufitem. Jest z nią tak odkąd moj tata ją dla młodszej zostawił. Obecnie jest w jakimś tam klubie feministycznym. Czesto powtarza, że moja osoba kojarzy jej się z ojcem... Pewno dlatego tak mnie nienawidzi. Mówi, że jestem do niego wizualnie, jak i charakterystycznie podobna. Koniec, starczy tego użalania się nad moim losem, zadzwonię do mojej najlepszej przyjaciółki, Moniki. Może uda jej się coś wymyślić. Wzięłam telefon do ręki, wybrałam numer przyjaciółki i zadzwoniłam.
- No odbierz kuuu..rde, odbierz to. 
*3 sekundy później* 
- Siema, co tam? - Odebrała jak zawsze uradowana z życia Monika.
- Ja pierdole. Przysięgam, jeszcze trochę i wyjeżdżam stąd. 
- Co znowu? 
- Cały czas sie do mnie czepia. Robert to sobie kurwa wszystko może, dwa razy nie zdał, ale nieee... Przecież on jest cudowny... Mam już tego dość. - Tak dla jasności, Robert to mój brat. 
-Kochana, poczekaj jeszcze trochę, jutro przyjdziesz do mnie, zabawimy się. Hej! Masz jutro 18-nastke. Nie załamuj się.
- Apropo... Nie mogę jutro przyjść... Mam karę. - z moich oczu popłynęły łzy, od 3 miesięcy odliczałam dni do urodzin, a tu nagle się okazuje, że nie mogę... 
-  Że kurwa co?! Jak to nie możesz przyjść na swoją własną 18-nastkę?! Coś ty znowu zmalowała?! - Monika wydarła się na mnie, jakby to była moja wina. 
- Dostałam 1 z matmy. BO OCZYWIŚCIE TO MOJA WINA, ZE MATEMATYCZKA SIĘ NA MNIE UWZIĘŁA... 
-No kurwa... Poczekaj, wpadnę zaraz do ciebie, to może wymyślimy jak przekonać twoja matkę, żebyś mogła przyjść. 
- Ok, ale przejdź ogródkiem do okna mojego pokoju. 
- Spoko. 
*10 minut później* 
Pss... Angela! Angela! - Spod mojego okna usłyszałam jakby ktoś cicho krzyczał... wiem, że to dziwne ale nie wiedziałam jak to napisać. 
-Co tak długo?
- Musiałam jeszcze obiad zjeść, bo babcia nie wypuściłaby mnie bez obiadu. 
- A no tak... Dobra, nie stoj pod oknem, tylko właź. 
- Więc tak... Idąc do ciebie myślałam nad strategią. Co ty na to, żeby wyrwać sie z domu? Nie raz już to robiłaś, wiec nie powinno być to dla ciebie żadnym problemem. 
- Niby tak, ale jak sie zorientuje, ze mnie nie ma? 
- Coś wymyślimy. 
- To ty myśl, a ja idę po coś do przekąszenia. 
- Ok. 
Zeszłam po cichu na dół, aby nie usłyszała mnie stara i nie truła mi dupy "Czemu to się nie uczę, tylko bezsensownie po domu włóczę?"... No tak, robienie sobie jedzenia jest całkowicie bezsensowne... Po co jeść?! Lepiej wszyscy żyjmy na powietrzu. Niestety los chciał, jak chciał i usłyszała mnie. 
-  Co ty tutaj robisz?! Marsz mi do pokoju się uczyć. - Zaczęło się... 
- Dobra, dobra, już. Tylko przyszłam po coś do jedzenia, głodna jestem. 
-Tylko nie napaćkaj mi w kuchni. 
- Jeeezuuu... - Zrobiłam to, po co przyszłam i wróciłam do pokoju. Tam czekała już na mnie Monika z pomysłem. 
- Więc tak; wymyśliłam, ze pobawimy sie w starą, dobrą sztuczkę. Mianowicie weźmiesz wcześniej pójdziesz do łazienki się umyć i powiesz mamie, że idziesz się położyć, bo jesteś śpiąca. Wrócisz do pokoju, ja tutaj będę na ciebie czekać. Weźmiemy coś na podobiznę i położymy pod kołdrą. Wyjedziemy przez okno, pójdziemy sie do przebrać i tak dalej...
- No sama bym lepiej nie wymyśliła! Tylko... 
- Co ci znowu moja droga, nie pasuje?
- No bo trochę głupio mi robić swoją 18-nastkę u ciebie... 
- Oj, nie dramatyzuj. Przecież znam twoją matkę nie od dziś i dobrze wiem, ze nie pozwoliła by Ci zrobić imprezy, bo alkohol i tym podobne... Która godzina? 
- Coś po 5. 
- JUŻ?! Muszę już wracać. Zaraz babcia z kościoła wracać 
- Ok, to ja idę się uczyć, bo zaraz przyjdzie do mnie matka zobaczyć, czy się uczę... 
Monika wybiegła przez okno i wróciła do siebie. Ja wzięłam telefon, zgasiłam światło i pod kołdrą pisałam z Markiem esy do późna w nocy. Muszę przyznać, że trochę on mi się podoba... ech. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz